Nieobecność Taty...

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

To że Michał musiał wyjechać Julo przeżywał jeszcze przed wyjazdem taty - wstawał rano i płakał że on już tęskni za Tatą, że nie chce żeby Tato wyjechał...

Upływanie czasu jest pojęciem abstrakcyjnym dla dzieci - mówiąc że tato pojechał na tydzień czy 10 dni dziecko nie bardzo rozumie - ile czasu go nie będzie... dlatego skorzystaliśmy z pomysłu z bajki którą czytamy z dzieciakami ostatnio codziennie na dobranoc :)



Przyjechaliśmy do babci, wzięłam 6 kartek papieru (M. nie będzie 11 dni) spięłam je dziurkaczem i na pierwszej stronie podpisałam obie książeczki. W środku z prawej strony napisaliśmy ile jeszcze dni Taty nie będzie z nami... Julcio z Nelą ma zadanie - codziennie wieczorem malować w swojej książeczce Tacie co fajnego działo się danego dnia. Jeśli Julo dojdzie do ostatniej kartki - będzie oznaczało to że kolejnego dnia Tato do nas wróci!



Popatrzcie jakie piękne dzieła powstają... Julcio namalował igraszki z Tatem (zabawa przed wyjazdem do babci) po czym zamazał swój rysunek - na moje pytanie dlaczego zamazuje -odpowiedział : "przecież Tato był przykryty kołdrą... tylko trochę wystawał!" :)

Kolejnego dnia namalował super wuja Tomcia - z wszystkimi szczegółami - wujek ma piękne włosy, kolorowy brzuszek, nogi i rączki... i tak pięknie się uśmiecha :)

Nelusia namalowała jednego dnia kaczuszkę a na drugi dzień wyszedł jej piękny kotek - namazała namazała - spojrzała i oznajmiła "patrz, kotek!" :) i faktycznie - kotek wyszedł w całej okazałości... :)

Nasza książeczka jak do tej pory uzupełniana jest codziennie a po powrocie Taty Julian obiecał że usiądzie i całą Tacie przeczyta... :) bo przecież dzieje się tyle fajnego że Julcio nie wiedział by bez niej o czym opowiadać Tacie po powrocie...

Dodatkową zachętą okazał się system słoneczek - za każdy dzień gdzie dzieci są grzeczne i ładnie zjadają główne posiłki -dostają uśmiechnięte słoneczka... jeśli by były niegrzeczne to dostali by smutne słonka... na koniec mamy policzyć - czy więcej jest słonek uśmiechniętych czy smutnych - od tego ma zależeć czy dzieci dostaną od Taty jakąś niespodziankę czy nie :-)

Powiem Wam że na prawdę te słoneczka moje dzieciaki rozrabiaki motywują... i oby tak dalej... :-)

Wakacje u Babci...

Gdy na dworze pogoda nas nie rozpieszcza -Julo umie poprawić sobie i nam humor... :)

"włóż różowe okulary...
załóż buty nie do pary...
przez różową szybę patrz na świat.."
pamiętacie tą piosenkę z naszego dzieciństwa? :)



Kilka dni temu Tato musiał pojechać do pana do pracy - my zaś z dzieciarnią zebraliśmy się w torby i przyjechaliśmy na wakacje do babci i dziadzia... dzieciaki mają samą radochę -wujek Tomcio urozmaica im każdą wolną chwilkę zabawą - wczoraj dzieciaki dosłownie zanosiły się ze śmiechu jak wujo -potwór ich ganiał po domu, później bawili się w chowanego co też doprowadziło dzieciaki do łez szczęścia :)

Mimo iż wujek jest większy od dzieciaków - na ich prośbę zmieścił się nawet w ich pudełkowym domku :)



Widać po minach jaka była fajna zabawa nie?

Nasze hulania...

sobota, 13 sierpnia 2011

Popatrzcie sami - co wyprawiają nasze rozrabiaki




2 latka = 2 następne nowe kroki milowe!!!!

sobota, 16 lipca 2011

Dawno nas tu nie było... a tak wiele się zmieniło... :)

Najważniejszą zmianą którą chciałam się z Wami podzielić jest samodzielność Nelusi - mała właśnie skończyła dwa latka - i wraz z tak pięknym wiekiem zrobiła dwa milowe kroki.

Pierwszym krokiem było mówienie - w dniu dzisiejszym mówimy już wszystko całymi zdaniami - już każdy ją zrozumie...
Ostatnio nad ranem Nela obudziła się, przyniosła mi książkę do czytania i usiadła... zaczęłam więc czytać. Po chwili małej znudziło się i pobiegła dalej - ja odłożyłam więc książkę i przyłożyłam głowę do poduszki... Nela przybiegła z kolejną książką, usadowiła się jak kurka pod kołdrą i wciska mi książkę - wytłumaczyłam jej więc że nie będę jej czytać bo nie słucha tylko ucieka... mała wzięła więc książkę, zaczęła powoli przyglądać się jej powolutku przewijając strony po czym z wielkim żalem w głosie mówi: "mama, ale ja nie umiem citać..."
I takim sposobem zaczęłam się śmiać po czym przystąpiłyśmy do przeczytania kolejnej książeczki... :-)

Następnym krokiem było samo-odstawienie pieluszek... od jakiegoś czasu nocnik stał w centralnym miejscu w domu, Nela jak było gorąco biegała bez pieluszki, siadała i robiła siku. Jednak, żeby nie było tak różowo - jak zakładałam jej majteczki to myślała że ma pieluszkę i sikała w nie... nie naciskałam - najpierw przyzwyczaiłam Nelę do wołania jak ma goły tyłeczek... niespodziewanie kilka dni temu założyłam Neli majteczki tłumacząc jej że one są z materiału i nie trzymają sików jak pieluszka tylko przeciekają - i wiecie co - załapała o co chodzi!!!! Pięknie woła nie tylko w domu ale i na dworze!!! :-)
Na noc założyłam jej pieluszkę myśląc że jak będzie spała to może jeszcze się zapomnieć - niepotrzebnie! 2 noce zdjęłam rano suchą pieluszkę a trzeciej nocy mała kręcąc się przez sen zawołała siku - zrobiłyśmy co trzeba na nocnik i Nela poszła spać dalej!!!!!

Tak więc, kochani moi - mogę powiedzieć że odpieluchowanie mamy już za sobą - jakoś tak samo przyszło i wyszło :-D

A ja dopiero dostrzegam - jak mam duże dzieci... kurcze, kiedy ten czas nam tak ucieka...

niedziela, 8 maja 2011

Ostatni tekst Julcia (3 lata 7 m-cy) którym zamurował nieźle Michała...

"Tatusiu, jak się robi dzieci...?"

Hehe, w XXI wieku dzieci się chyba szybciej rozwijają... :)

...ale, tak poważnie, musimy nauczyć się odpowiadać dyplomatycznie na takie pytania... i następnym razem być gotowi na wyjaśnienia, bo myślę że Julian tak łatwo nie odpuści...

Basenowo...

wtorek, 3 maja 2011


Dziś chciałabym włożyć na pamiątkę kilka zdjęć zrobionych przez Państwa S. (dziękujemy cioci i wujkowi za wspaniałą pamiątkę:) ) na ostatnich zajęciach basenowych.

Nasze dziewczyny - Jula i Nela świetnie bawią się na basenie... z wody mogły by najlepiej nie wychodzić wcale, Jula może non stop nurkować a Nela pływać... najlepiej na brzuchu :)


Powiem Wam, że na każdych zajęciach widzę po Neli jak powolutku oswaja się z wodą, jak przełamuje swoje bariery i uczy się pływania... ostatnio na czasie jest nauka pływania na pleckach, strzałką oraz jak zwykle nurkowanie :)


Mój malutki nurek powoli uczy się jak zanurzyć się bez popijania wody, jak machać nóżkami żeby płynąć do przodu... i powiem Wam szczerze że basen w tak młodym wieku to rewelacyjna sprawa!!! Wszystkim rodzicom którzy się zastanawiają - polecam z czystym sumieniem!!!
I jeszcze jedno -nasza szkoła to moim zdaniem najlepsza szkoła na świecie! a nasza pani Justyna to dar od losu :)

Wczoraj, dziewczyny miały super nagrodę za to że tak pięknie wykonywały polecenia Pani Justyny - na koniec zajęć dostały do zabawy wodną zjeżdżalnię... ależ była zabawa... :)



A po zjeżdżaniu dodatkowo mieliśmy czas na jacuzzi :) ach, ja też uwielbiam nasze lekcje basenowe... :)

Hulaj dusza, piekła nie ma...

poniedziałek, 2 maja 2011

Nasze dzieciaki uwielbiają hulać na swoich hulajnogach... razem z ciocią Madzią i Julcią moje dzieciaki zwiedzają na nich świat...


Tego roku Julian nie mógł się doczekać końca zimy - a dlaczego?
żeby wreszcie mógł zacząć hulać :)
I jak zaczął tak hula, nawet siniaki, podrapania i upadki go nie zrażają... :)
Teraz jeździ i krzyczy "z drogi śledzie, Julet jedzie!" :)

Nela też już coraz lepiej śmiga, pokażę Wam ją w następnym filmiku!

plac zabaw pod okiem tatusiów...

piątek, 22 kwietnia 2011

A tak się bawią nasze dzieciaki... :)



Beztroskie dzieciństwo...

To właśnie jest tak cudowne w naszych dzieciach... tak niewiele im trzeba do szczęścia - przyjaciela do zabawy, rodzica - który poświęci im troszkę czasu i maleńka huśtawka która sprawia aż tyle radochy....! :)

Skoki w bugi :)

czwartek, 21 kwietnia 2011

Nasze dziewczyny od małego wiedzą co dobre - skoki pod chmury albo i dachy... a jaką mają przy tym radochę... :)

Motylkowa era...

Chcąc zająć popołudnie wyczarowaliśmy z Julciem kolorowego motyla bo każdego dnia przypominał nam że lato jest tuż tuż... nawet gdy słonko na chwilkę zasłonią nam chmury...

Julcio bardzo polubił wszelkie zabawy z filcem - szczególnie tym samoprzylepnym - uwielbia siedzieć i rozdzielać te papierki, później przykładać i przyklejać bez brudzenia palców :) dlatego też wycięłam mu kolorowe kropki, paski, skrzydła i dałam do sklejenia...
Julcio odwalił resztę pracy i takim sposobem mamy własnego kolorowego motylka... :)

Wiosna wiosna, wiosna ach to Ty... :)

środa, 20 kwietnia 2011


Coraz mniej czasu mamy na siedzenie w domu, a to dlatego że wreszcie przyszła piękna cieplutka wiosna. My z Nelą korzystamy z każdej wolnej chwili by pobyć na słonku... uwielbiamy taką pogodę... wy tez? :)

Jak tylko słonko pzyświeci od razu dzieciaki wyciągają swoje hulajnogi :)


Ostatnio pod blokiem pan prezes sprezentował nam świetny drewniany plac zabaw - nie musimy więc daleko odchodzić i często schodzimy na dół pośmigać na zjeżdżalni czy powspinać się na mostku...



Nela to mała spryciara - wszędzie wlezie, byle dać jej chwilkę :)
Jak zgłodniejemy to coś zjemy i popijemy... i dalej do zabawy - nie można małej do domu ściągnąć w żaden sposób...


Julian pokazuje młodszej siostrze co można robić ciekawego na placu... a mała za nim pędzi na zabój! :)

Czasami do naszej piaskownicy przyjeżdżają w odwiedzinki znajomi moich dzieciaków - ostatnio bawiła się z nami Julcia z Mateuszkiem... było cieplutko i milutko... na palcu zabaw spędziliśmy większą część dnia :)


I tak mija nam dzień za dniem... oby tylko słonko tak ładnie świeciło to będziemy mieli co robić!!! :)

Słówka Neli...

wtorek, 19 kwietnia 2011

Kiedyś obiecałam że pokażę Wam jak moja mała Nela rozmawia... teraz już dużo więcej mówi "normalnie" używa coraz więcej zrozumiałych słów dlatego korzystając z nudnej podróży taksówką postanowiłam ją trochę nagrać telefonem... i udało się - oto rozmowa mojej 1,9 miesięcznej Neli... :)



Przepraszam że filmik jest przekręcony, ale umiejętności odkręcenia go jak na razie są poza moim zasięgiem :)

A wiecie, że faktycznie jadący przed nami autobus miał w swoim numerze cyfry które Nela rozpoznała... sama byłam w szoku! :)

Pisanka roku 2011

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

U Julcia w przedszkolu ogłoszono konkurs na najładniejszą pisankę wykonaną rodzinnie - każda forma dozwolona, warunek jest jeden -jedna rodzina może zgłosić jedno jajo...
Pomyślałam - dlaczego nie?

I takim sposobem dziś z samego rana zabraliśmy się z Julciem za robienie naszej konkursowej pisanki.

Miałam wcześniej kupione styropianowe jajo, włożyłam do niego wykałaczkę od szaszłyka po czym obkleiliśmy go klejem i obtoczyliśmy włóczką - żeby miało ładniejsze tło :)



Później Julcio poprzyklejał filcowe szlaczki, a na koniec przyczepiliśmy wycięte przeze mnie filcowe kwiatuszki które wtykaliśmy w styropian za pomocą kolorowych ćwieków



Jeszcze tylko kokardka kolorowa na dole i mamy gotową naszą Wielkanocną pisankę... :)



Jutro rano Julcio ma ją zabrać do przedszkola na konkurs... zostaje nam tylko trzymać kciuki za wygraną :)

Powiem Wam w tajemnicy że nawet jeśli nie wygramy to my z Julciem i tak czujemy się wygranymi - nagrodą jest dla nas wspaniała zabawa którą mieliśmy przy tworzeniu naszego jaja oraz ten bezcenny czas spędzony razem... to najwspanialsza nagroda jaką mogliśmy sobie wymarzyć... :)

  • Dodano dnia 20.04.2011:

W poniedziałek było rozstrzygnięcie konkursu...

uwaga uwaga... Julian wygrał I miejsce....!!!! :)



Gratuluję syneczku zrobienia tak pięknej pisanki... :)


Wielkanocne Króliczki

sobota, 9 kwietnia 2011

Dawno nas tu nie było... nie oznacza to że że nic ciekawego nie robimy - mieliśmy piękną wiosnę i każdą wolną chwilkę spędzaliśmy na dworze.

Ostatnio jednak pogoda nam dała troszkę czasu na posiedzenie w domu - padało, wiało... nie było po co się ruszać na dwór :) postanowiliśmy przygotować co nieco na nadchodzące święta...

Pierwszymi, które czekały w kolejce były nasze zające.

Do ich wykonania nie potrzebowaliśmy wiele - filce w 3 kolorach, klej, nożyczki, czarne wąsiki :) i rolka po zużytym papierze toaletowym :)



Na początek powycinałam dzieciakom elementy, które ułożyłam by pokazać im jak mają wyglądać nasze króliczki. Później dzieciaki zabrały się za klejenie...Nelcia tym razem szybko zrezygnowała z przyklejania małych elementów - zbyt jej uciekały i przyklejały się do paluszków :), mała pomagała mi zaś przy nakładaniu kleju na wszystko co było większego rozmiaru. Julcio zaś sam przygotował króliczka od początku do końca... był bardzo cierpliwy i dociekliwy - jak czegoś nie był pewien to dopytywał i pokazywał czy tak ma być...?



I takim sposobem półkę w naszym pokoju pięknie ozdabiają dwa Wielkanocne Króliki...



czyż nie są urocze?

Teraz zabieramy się za sadzenie rzeżuchy...

Hulanie :)

sobota, 2 kwietnia 2011

Julian uwielbia swoją hulajnogę... już ponad rok jak na niej śmiga - całą zimę marzył o wiośnie... a to dlatego że wreszcie zacznie śmigać!!!
no i zaczęła się pora hulania... :)



Tym razem Julian z Tymem odkryli - "rampę" jak to nazwali (a był to wjazd dla wózków) :)

Basenowe lekcje...

piątek, 25 marca 2011


Nela uwielbia chodzić na basen - nie przepada za nurkowaniem i skakaniem ale mimo wszystko jak tylko spytam czy idziemy na basen to mała przynosi mi klapki i ubiera się... od razu woła też Julcię i ciocię Madzię - bo dziewczyny razem przecież chodzą na lekcje :)

Tym razem ciocia Madzia została po drugiej stronie basenu a Jula pluskała się z Tatusiem, dzięki czemu ciocia porobiła nam fajnych zdjęć - dzięki ci Madziu, będziemy mieli wspaniałą pamiątkę!!!

Lekcja zazwyczaj zaczyna się od rozgrzewki - dzieciaki siadają na murku i rozgrzewają nóżki chlapiąc, później machamy rączkami w jedną i drugą stronę, po czym są skoki do wody. Nela tą część zazwyczaj skraca maksymalnie wydłużając etap wchodzenia z wody na murek :) za to Jula uwielbia skakać - to istny Wodnik Szuwarek :)

Po tym etapie każda lekcja wygląda już inaczej, tym razem dziewczyny uczyły się pływać strzałką, pływały też z wielkimi piłkami, pływały na makaronach :) jednym zdaniem - zaczynamy prawdziwą naukę pływania... :)

Po ciężkich ćwiczeniach nadchodzi pora relaksu w jacuzzi - tutaj dziewczyny szaleją... obie uwielbiają ciepłą wodę i te bąbelki... do tego zazwyczaj znosimy kilka kolorowych zabawek - więc małe mają raj... My rodzice też - możemy wreszcie posiedzieć i spokojniej porozmawiać nawiązując co tydzień kolejne znajomości :)


Po wspaniałym wypoczynku znowu trzeba popracować - Julcia pierze swój strój kąpielowy by był już gotowy na kolejną lekcję :)

Dzięki lekcjom na basenie już dziś nie możemy doczekać się kolejnego poniedziałku :)

Stacja Pór Roku...

poniedziałek, 14 marca 2011

Nasza stacja już jest gotowa!!!! :)

Pomysł na nią wpadł mi podczas naszego pierwszego wiosennego spaceru, po powrocie do domu przypomniałam sobie naszą stację pogodową , później przejrzałam też internet i trafiłam na stację robioną przez inne dzieci i to było to :)

Postanowiliśmy swoją zrobić podobnie, dodając tylko ważne dla dzieciaków wydarzenia - urodziny, paplanie w błocie w gumowcach czy też możliwość jeżdżenia na hulajnodze :)

Znalazłam tez stary zegar który jakiś czas temu przestał działać... postanowiliśmy użyć go jako naszej bazy :) no i sprawdził się super!



Podczas wybierania i wycinania elementów (zwłaszcza maszyną) głównym pomocnikiem był Julcio natomiast podczas przyklejania jego miejsce zajęła Nelinka -była cała wyciapana w kleju ale dzielnie towarzyszyła mi do końca paluszkiem rozsmarowując klej po obrazkach i wokół nich :) kilka razy przerywając klejenie mówiąc "beee beee" i prosząc o czas na umycie rączek... :)


Czy zauważyliście że czuć wiosnę w powietrzu...? :)

piątek, 4 marca 2011

Dziś znów na dworze była piękna pogoda - słonko świeciło i rozgrzewało zimową atmosferę... wyszliśmy więc na długi spacer. Chodząc po naszym wąwozie przyglądaliśmy się z dzieciakami różnym śladom pozostawionym na resztkach białego puchu - znaleźliśmy ślady pieska, jakiegoś ptaszka a nawet jakiegoś wielkiego pana bo miał wielkie buty :)

Później Julcio zauważył że śnieg zaczyna się topić, spytałam czy wie dlaczego - bez wahania odpowiedział że słonko go grzeje :) I takim sposobem przeszliśmy do poszukiwania pierwszych oznak wiosny.... widzieliśmy pierwsze zielone listki trawy które zaczynają wyłaniać się spod śniegu, słyszeliśmy śpiew ptaszków na drzewie, przyglądaliśmy się słoneczku - że jest z nami dłużej i coraz mocniej świeci ogrzewając wszystko wokół nas...

Spacer był wspaniały, aż się nie chciało wracać do domu :)

Po powrocie postanowiłam że nadszedł czas na naukę Pór roku - porozmawialiśmy sobie troszkę o tym co, jak i dlaczego się zmienia w naszym otoczeniu... później z Julem wspominaliśmy co robiliśmy w poszczególnych porach roku, na przykład że w lecie się kąpaliśmy i opalaliśmy, że w jesieni chodziliśmy po kałużach, że w zimie jeździmy na sankach i lepimy bałwana.... i tak dalej... wspominaliśmy różne historie, niektóre pokazywałam Julkowi na zdjęciach które mam umieszczone na niniejszym blogu :)
Kolejnym krokiem jest przygotowywana przez nas Stacja Pór Roku... jak tylko ją skończymy to Wam pokażemy co nam ciekawego wyszło, bo mam nadzieję że będzie ciekawa... :)

postępy...

środa, 2 marca 2011

Dzisiaj pisząc posta o kwiatach zdałam sobie sprawę że dawno nie podsumowywałam postępów w rozwoju moich dzieciaków... Kiedyś, za naście lat będę poszukiwała informacji - kiedy Nela zaczęła mówić, kiedy Julo zaczął pisać, liczyć itd...
Korzystając więc z okazji spiszę niezapomniane słówka Neli... :) bo nie wiem czy wiecie ale córa (1 rok i 8 miesięcy) już od ok dwóch miesięcy gada jak szalona... czasami udaje jej się powiedzieć "prawdziwe" słowa, czasami przychodzi i opowiada po swojemu... ale robi to tak niesamowicie, z interpretacją, z taką mimiką że można wszystko wywnioskować co chce nam powiedzieć...

A oto moje ulubione słówka które Nela tak słodko wymawia:

  • Tuje - dziękuję
  • Jułe - Julek
  • Toda - nagroda
  • Bawo - brawo
  • brum brum -samochód
  • Gurrrek - ogórek
  • oka - okulary albo oglądać smoka (bajkę Jak wytresować smoka")
  • alo dziadzia - halo dziadzio! :)
  • juje - maluje
  • tońta - danonka
Nela pięknie zaczyna mówić zdaniami prostymi typu "dziadzia nie ma" "Jułe brum brum" "Tata am am" umie poprosić o jedzenie, picie, umie naskarżyć na Jułka jak ten jej coś zrobi albo zabierze... nie wspominając o tym że świetnie sobie radzi z oddawaniem bratu - to też opanowała do perfekcji :)

Ponadto ostatnio Mała uwielbia malować farbami czy flamastrami mazać po taty białej tablicy - co widać po ubraniach, wszystkie są pomalowane nie do sprania :)
Nela uwielbia też śpiewać - często siada w Julka samochodzie, włącza sobie muzyczkę i śpiewa do niej... lubi też tańczyć - wystarczy że usłyszy muzykę to wygina się we wszystkie strony :)

A Julcio? ma już 3 lata i 5 miesięcy... kurcze ,kiedy to zleciało :)
Synek lubi robić prace plastyczne, jak tylko siedzi w domu to mu się nudzi - dlatego wtedy wymyślamy różne wyklejanki - malowanki... Julian potrafi pieknie kolorować, wyklejać, przyklejać ale jeszcze większą frajdę ma z używania wszelkich narzędzi... tam gdzie trzeba użyć jakiejś maszyny to jest i Julian - dlatego też mały tyle pomaga mi w kuchni przy pieczeniu i gotowaniu bo uwielbia mojego kitchenAid'a na równi ze mną :)
Od kilku miesięcy Julian chętnie uczył się literek - dziś już zna prawie wszystkie, uwielbia bawić się swoim laptopem w zgadywanie liter... liczenie do 10 nie sprawia mu problemów (jeśli tylko chce, to potrafi :) ale trzeba zaznaczyć że nie zawsze mu się chce) czasami mój synio jest leniwy i nie mogę go do niczego zagonić, czasami zaś sam przychodzi i mówi że się nudzi i może coś porobimy... ale to chyba tak jak każdy - czasami ma lepszy a czasami gorszy dzień :)

Podsumowując można spokojnie stwierdzić że Julian uwielbia wszelkie urządzenia, zarówno te mechaniczne jak i ręczne... uwielbia sprawdzać jak działają, uwielbia włączać i je programować - ostatnio nie wiedziałam jak użyć jednej maszyny do wycinania kształtów - Julo podszedł i mówi, mama chodź, ja ci pokażę :) i wiecie że miał rację - włączył, załadował papier, ustawił... a mnie zatkało... :)

Ponadto Julo to wieczna gaduła - ciągle gada i gada...pięknie całymi zdaniami i to już od dawna, ale z drugiej strony jest też zamknięty w sobie i dowiedzieć się czegoś co się działo w przedszkolu jest bardzo ciężko... chyba że mały sam chce o tym opowiedzieć...

Julcio też ma swoje własne powiedzonka, które mimo poprawiania zawsze zostają tak samo powiedziane :) oto te które udało mi się przypomnieć:
  • "Ja to wzionę" zamiast "ja to wezmę"
  • "Dałem jej żeby się nie dżała" zamiast "darła :)

Uciekam kończyć zupę, postaram się dopisywać tego posta w miarę rozjaśnienia umysłu - jak przypomną mi się kolejne słówka i ważniejsze umiejętności moich pociech :)

Wiecznie kwitnący bukiet...



Dziś są imieniny prababci Helci, razem z Julciem chcieliśmy zrobić dla Niej coś specjalnego, coś co będzie codziennie jej poprawiało humorek... Prababcia, tak jak chyba każdy z nas, z utęsknieniem czeka na wiosnę, na ciepełko, śpiew ptaszków i siedzenie na ławeczce przed domkiem... żeby umilić jej ten czas oczekiwania stworzyliśmy z Julciem bukiet wiecznie zielony i kwitnący...

Zrewaliśmy pod blokiem kilka gałązek. Jak wróciliśmy do domu wycięliśmy z zielonego papieru listki, pozbieraliśmy malutkie kwiatuszki i obkleiliśmy nasze gałązki...



Bukiet wstawiliśmy do wody, może gałązkom uda się dodatkowo puścić prawdziwe zielone listki przypominające że wiosna już tuż tuż... :)

Zawieziemy go Prababcie jak tylko wyzdrowiejemy, obyśmy z bukietem kwiatów nie oddali też jakiegoś wirusa...

A już dziś Prababciu życzymy Ci wielu radości z każdego dnia, pociechy z dzieci, wnuków i prawnuków, oraz dużo dużo zdrówka, byś mogła cieszyć się z nami z nadchodzącej wiosny i lata...

Pisanki

piątek, 25 lutego 2011

Wczoraj znowu bawiliśmy się plastycznie... z samego rana przygotowałam z Julkiem różne kształty - szlaczki, serduszka, kwiatuszki przebiliśmy kolorowymi ćwiekami żeby ładniej wyglądały... itp. Przygotowaliśmy całe pudełko różności :) oraz wycięliśmy dwie pisanki - jedną dużą dla Jula (bo on przecież duży chłopak jest) a drugą mniejszą dla naszej malutkiej Nelinki :)

Gdy dzieciaki się wyspały, najadły zabraliśmy się do pracy - dałam każdemu pisankę, tubkę z klejem, na środku postawiliśmy pudło z różnościami i dzieciaki wybierały co chcą gdzie przykleić... mama troszkę im pomagała przy przenoszeniu dłuższych rzeczy na pisankę a tak to dzieciaki same kształtowały swoje dzieła :) i tak oto powstały nasze kolorowe pisanki


Teraz zostało nam zdecydować - czy owe pisanki będą kartkami świątecznymi (z tyłu przykleiliśmy jeden długi paseczek za który zamierzamy włożyć kolejną ciut mniejszą pisankę z życzeniami) albo zrobimy dziurki na górze, przewleczemy sznureczki i zrobimy pisankowe ozdoby... :)

Tak czy siak - nasze pierwsze pisanki się przydadzą, pewnie zrobimy ich jeszcze kilka w najbliższej przyszłości :) do świąt mamy jeszcze troszkę czasu :)

przemyślenia...

środa, 23 lutego 2011

Ostatnimi czasy jakoś wszystko wyglądało szaro... chyba przemęczona jestem tą długaśną zimą... i do tego ciągłe zabieganie i zapracowanie Michała, choroby dzieciaków, siedzenie w domu bez możliwości zużycia dziecięcej energii na dworze, listy zakupów zalegające na półce... i tak się zbierało ziarenko do ziarenka... Do tego wszystkiego doszła jeszcze jedna tragedia naszej koleżanki która dała mi wiele do myślenia...

Wczoraj przesiedziałam pół godziny i przepłakałam - tak dla oczyszczenia swojego organizmu, po czym przemyślałam nasze życie i ponownie stwierdziłam że jestem szczęściarą która ma koło siebie Swoje 2 maleńkie Szczęścia biegające i wciąż wołające mama mama... i jedno ciut większe :)

Wiecie, wydaje mi się że zatracamy się w pogoni za lepszym życiem nie dostrzegając często tego piękna danej chwili... Żeby coś zmienić w swoim życiu postanowiłam zamiast smucić się tym że znów musimy siedzieć w domu wykorzystać ten czas i cieszyć się tym razem tym, że mamy możliwość pobycia z dzieciakami ciut dłużej, bez porannego pośpiechu... tak po prostu cieszmy się czasem wspólnie spędzanym przy pracach domowych, zabawie, przy tych codziennych czynnościach których czasami już mamy dość...

Wczoraj w ramach prac domowych upiekliśmy z Julciem muffinki wiśniowo - kokosowe... wyszły pyszne - niestety już ich nie ma więc Wam nie pokażemy jak wyglądały :) może następnym razem uda mi się je na szybko sfotografować zanim zdążą wystygnąć i zostać zjedzone... :)

Później w ramach zabawy postanowiliśmy rozpocząć przygotowania do nadchodzących Świąt Wielkanocnych... wiem wiem, do świąt jeszcze daleko ale my nie możemy się doczekać już wiosny i wiosennych nastrojów - dlatego już wczoraj zrobiliśmy nasze pierwsze Wielkanocne kurczaczki...
Pomysł znalazłam kiedyś chyba tu :)

Wycięłam poszczególne elementy - środki kurczaka z tekturki, nóżki, skrzydełka i grzywy z papierów kolorowych, przygotowaliśmy sznureczki na nóżki i ścinki żółtego filcu (z braku żółtej bibułki i innych żółtych papierów kolorowych :) dobrze że resztki żółtego filcu pozostały) pomogłam maluchom posklejać części do kupy po czym one zajęły się przyklejaniem kawałeczków filcu do naszej kurki...
Przykleić tyle kwadracików i prostokącików nie jest łatwo... ale jednak dzieci dały radę :)
A jakie dumne były jak skończyliśmy przyklejać żółte "piórka" i mogły dokończyć swoje dzieła naklejając oczka i dziobki naszym kurczaczkom...


Na samym końcu w tekturki wsadziłam patyczki do szaszłyków i takim sposobem powstały nasze pierwsze Wielkanocne ozdoby - kurczaki żółciaki :)


I takim sposobem poprawiliśmy sobie humory do końca wczorajszego dnia... :)
A dziś w zanadrzu mamy robienie pierwszych kolorowych pisanek... ale o tym później...

Pępowina została odcięta...

czwartek, 17 lutego 2011

Nadszedł ten wielki dzień... 6 lutego rozpoczęłam akcję "Na ocet" jednak nie przyniosła ona większego rezultatu poza wyciąganiem przez Nelę cysia na taką odległość by zniwelować zapach owego octu... :)

Wieczorem postanowiliśmy wypróbować kolejny sposób "Cyś jest chory" (dziękujemy Cioci Teresce za niego)Po południu zakleiłam sobie sutki plastrami, gdy Nela chciała pocysiać wytłumaczyłam jej że cysie są chore i mama musiała je zakleić... i że nie da się już ich jeść. Nela troszkę pomarudziła, pooglądała cysie z zaciekawieniem ale odpuściła.

Gorzej było pierwszej nocy... był płacz, krzyk, noszenie... nic nie pomagało... Nela płakała a ja razem z nią...
Mało brakowało a bym się poddała, w chwilach zwątpienia przez łzy tłumaczyłam sobie że to dla jej dobra, że kiedyś ta chwila musiała nadejść, że jak się teraz złamię to w przyszłości będzie jeszcze ciężej.... i w końcu że następnego dnia powinno być lepiej...

Jakoś przetrzymaliśmy ją tej nocy - prawie nie spaliśmy, ale to nie było ważne... Sukcesem było że mała całą noc nie dostała cysia...

Kolejnego dnia Nela znowu próbowała - przychodziła, odsłaniała bluzkę i oglądała pozaklejane piersi... próbowała nawet złapać cysia ale przez plaster nie dało rady... Moja mała córcia chodziła i mówiła "cyc cyc"... a gdy ją wzięłam na ręce mówiła "cyc nie ma... cyc nie ma" a mi łzy same cisnęły się do oczu...

Dodatkowym ciężarem były zastoje - piersi miałam jak balony, mleko lało się strumieniami przy najmniejszym dotyku... wyciskałam mleko i płakałam... że mała tak za nim tęskni a ja je marnuję... i znowu sobie tłumaczyłam... że to dla naszego dobra, że moja maleńka Nelinka już nie jest taka maleńka... i że nadszedł ten moment gdy trzeba było to zrobić...

Drugą noc Nela przespała w wózku... gdy tylko się budziła to ją zaczynaliśmy kołysać żeby szybko usnęła... kolejna noc - tak samo... jedyną różnicą było to że moja Nelinka przestała się tak budzić na jedzenie. Trzeciej nocy mała usnęła w wózku po czym została przeniesiona do łózka... i tam już została...

Dziś normalnie usypia w łóżeczku przy śpiewanej przeze mnie kołysance "aaa koty dwa" :) a w nocy, nawet jak się obudzi to zaraz usypia przy cichutkim mruczeniu...

Wiecie, kilka osób się śmiało że ja bardziej przeżywałam to odstawienie niż Nela... i przyznam Wam się że coś w tym było... mi nadal jest jakoś tak smutno - że już nigdy nie usłyszę tego "hykania" na widok cysia, że nie zobaczę w tych maluśkich oczkach tego szczęścia i spokoju jaki przynosił widok piersi...że moja malutka córeczka nagle urosła... i stała się taka duża i samodzielna...

A z drugiej strony - wiecie jaka jestem z niej dumna...
Tak szybko zrozumiała i przełamała swoje silne przyzwyczajenie... minęły już dwa tygodnie jak mała nie cysia... jeszcze czasami sobie przypomni i przychodzi do mnie i woła cyc, po czy ogląda je z zaciekawieniem... ale już rozumie i nie płacze, nawet nie nalega... czasami po prostu chce się przytulić... :)

A ja nadal walczę ze sobą... bo z mojej perspektywy karmienie to nałóg... tęsknię za tym ogromnie... :)

Prezenty dla Prababci Marysi...

piątek, 4 lutego 2011

Kilka dni temu zostaliśmy zaproszeni do prababci Marysi na niedzielny obiad, chcąc zrobić jej niespodziankę Julian z Tatą zabrali się za zrobienie ramki- laurki...
Popatrzcie jak to wyglądało



Pierwszym etapem było znalezienie odpowiedniego zdjęcia, później wycięli na naszej maszynie wielkie serce...zrobili dziurki na tasiemkę, później na sercu nakleili znalezione zdjęcie naszej rodzinki. Wspólnie dopasowaliśmy kilka kwiatów - Michał pokazywał gdzie a Julian robił dziurki, dzięki którym łatwo było przymocować za pomocą małych kolorowych ćwieków białe kwiaty...
i tak oto powstało nasze dzieło...



Prababcia uwielbia kwiaty, uwielbia też rodzinne zdjęcia więc to zestawienie na pewno przypadło jej do gustu :) Teraz nasza ramka wisi w pokoju w najbardziej widocznym miejscu i w każdej chwili gdy się na nią spojrzy to zdjęcie przypomina jej że jesteśmy i bardzo ją kochamy... :)

Dzień Babci i Dziadzia w przedszkolu...

środa, 2 lutego 2011

Dzień Babci i Dziadzia w przedszkolu został przełożony na luty ze względu na choroby dzieci... niestety jak wiecie w tym roku wirusy atakują nas z podwojoną siłą...

Julian poszedł w poniedziałek do przedszkola i dumnie przyniósł z niego zaproszenie dla Babć i Dziadków na przedstawienie przedszkolne pt. "Jak zwierzątka zimy szukały"

Dziś od samego rana cały nasz dom żył przedstawieniem, nawet Nelinka nie mogła się doczekać kiedy wreszcie pojedziemy z "Jułkiem" do przedszkola... dzieciaki wstały, szybciutko się wybrały i pojechaliśmy... Julian wszedł do sali i zniknął gdzieś z panią... Nela zobaczyła duży samochód do jeżdżenia więc już miała czym się bawić aż do początku przedstawienia...

Gdy wszyscy Dziadkowie i Babcie się zeszli w sali zrobiło się naprawdę ciasno... dużo nas było ale dzięki temu też i bardzo miło... Nela nie mogła się doczekać przedstawienia, ciągle gadała, wstawała na krześle i krzyczała "Jułe Jułe..." a później zaczęła wołać "Baba... baba.... dziadzia - nie ma..." :) wszyscy byli nią zauroczeni. Nela po namyśle zaczęła wołać na wszystkich panów którzy byli w okularach dziadzia... zaczepiała wszystkich po kolei :)

Nagle drzwi się otworzyły, muzyka zaczęła grać i na scenę wybiegły kolejno dzieciaki...



wszystkie miały przepiękne stroje... niektóre płakały, inne się uśmiechały - Julian należał do tych drugich - gdy zobaczył mnie z Nelą na widowni tylko uśmiechnął się od ucha do ucha i pomachał nam... a później robił swoje :)

Ja nie mogłam oderwać wzroku od sceny... w oczach miałam łzy wzruszenia, nie mogłam z siebie wydobyć głosu... takie maleństwa a tak wspaniale występowały, tańczyły, śpiewały... Cudne przedstawienie.... przedszkolaki spisały się na medal!!!



Po skończonym przedstawieniu przy stolikach był mały poczęstunek... Nela też się załapała na cukierka i ciasteczko... :) mała nic się nie wstydziła tylko pobiegła za bratem w tłum dzieci...



Na koniec dzieciaki wręczyły Dziadkom prezenty - piękne ramki z ich zdjęciami... i w prezencie pokazały jak pięknie potrafią śpiewać piosenki po angielsku...

Wiecie, jeszcze wczoraj zastanawiałam się czy dobrze zrobiliśmy że Julka puściliśmy do przedszkola... przecież ciągle choruje, ciągle coś nowego przynosi i zaraża tym Nelę...

Dziś po przedstawieniu już nie mam wątpliwości - warto było!!!
Tak naprawdę przy tym przedstawieniu zobaczyłam jak Julcio się tam dobrze czuje, jakich ma przyjaciół, jak nawiązuje nowe znajomości, jak uczy się cierpliwości i życia w społeczeństwie...
Wiem że chorujemy, ale jakoś to przetrzymamy a tak wspaniałe chwile jak dzisiejsze przedstawienie zostanie na zawsze w pamięci...



Dziękujemy Paniom z przedszkola za ich wkład pracy, codzienną opiekę nad maluchami i ich nauczanie... Dziękujemy też Babciom i Dziadkowi za to że zechcieli być dziś z nami i cieszyć się naszymi pociechami... Było nam bardzo miło... Julcio był dumny i szczęśliwy że miał dziś Was przy sobie!!!

Teatr...

wtorek, 1 lutego 2011

Nie mogłam się powstrzymać żeby się Wam nie pochwalić jaką śliczną pracę przyniósł Julcio (3 lata 4 miesiące) dziś z przedszkola... zobaczcie sami



czyż obrazek nie jest uroczy?

Od razu po wejściu do domu Julcio opowiedział mi że to jest scena i aktorzy na niej występują...

nie wiem jak Wam się podoba ale ja zakochałam się... w obrazku i w tych aktorach! :)

literkomania...

wtorek, 25 stycznia 2011

Gdy w kuchni wszystko upichcimy to w pokoju literki ćwiczymy...

Julian rozpoznaje już dużo literek, jednak ciągle niektóre mu się mieszają... dlatego dziś ponownie wydrukowaliśmy nasze karty, Julian pomógł je pociąć na gilotynie i zalaminować (w obu przypadkach używa się urządzeń :) więc to było ciekawe zadanie dla mojego majsterkowicza)



Później pobawiliśmy się nimi -ja losowałam kartę z literką a Juliana zadaniem było odnalezienie jej na klawiaturze jego laptopa po czym sprawdzaliśmy czy obrazki na naszych kartach zgadzają się z obrazkami wyświetlanymi w laptopie :)

Fajnie się bawiliśmy a przy okazji na pewno kilka nowych literek zapamiętaliśmy... :)

Mały pomocnik Matki Żony i Kucharki...

Od kilku dni nasz wolny czas zajmują różne kuchenne czynności... które zresztą sprawiają nam wiele radości.
Mój mały pomocnik uwielbia wszelkie urządzenia i maszyny... Julo doskonale więc opanował obsługę wagi kuchennej - teraz jak mamy coś robić to on wyciąga wagę, ustawia misę, taruje... i waży, przelewa i odmierza... :) jest przy tym perfekcyjnie dokładny! :)

Kolejnym ulubionym urządzeniem jest nasz mikser... i jego wierciołki (jak je nazwał Julcio) sam wkłada odpowiednie mieszadła w odpowiednie dziury i jak tylko mu pozwolę to włącza mikser na dany poziom mieszania...

Znając obsługę tych obu rzeczy Julian nauczył się jak się piecze chleby, ile czasu to zajmuje i jak się dokładnie to wykonuje.... co drugi dzień odmierzamy zaczyn, rozmieszujemy go i odstawiamy na noc do wyrośnięcia... Na drugi dzień rano Julo biegnie do kuchni, zagląda pod ściereczkę i woła - mama, mieszamy chleb! :)

A wiecie jak smakuje taki pachnący chlebek wyjęty prosto z piekarnika... ta chrupiąca skórka... mniam... moje dzieci to doceniają i w mig pół bochenka chleba zjadają :)



Tak wyglądał nasz dzisiejszy wypiek...



Albo sałatka warzywna pokrojona rączkami maluchów... pychotka!
Albo galareta mieszana przez Juliana...
Albo mufinki wymieszane i odmierzone przez moje kochane kruszynki....

Wszystko smakuje doskonale jak robi się to z miłością i taką wielką radością...
Idziemy więc szukać kolejnych przepisów do wypróbowania... :)

Tak się kochamy...



Moje słodziaki... :)

Uwielbiam patrzeć jak moje dzieciaki razem się bawią... siadam po cichutku obok, tak by im nie przeszkadzać i obserwuję... mogę tak siedzieć godzinami :) i nigdy mi się to nie nudzi...

Uwielbiam jak moje dzieciaki się przytulają... jak Julo ściska Nelę że aż ta nie może złapać oddechu... a gdy tylko Julo ją puści - Nela uśmiechnięta i zadowolona patrzy na mnie i woła Jułe... Jułe... :) ona chyba też uwielbia jego czułości... :)

Uwielbiam poranki, gdy Julian podbiega do Neli i woła :"Zjadłaś? Idziesz się pobawić?" bierze ją za rączkę i prowadzi do pokoju... a my z Michałem mamy wreszcie czas pogadać spokojnie przy ciepłej herbatce...

Uwielbiam słuchać jak moje dzieci ze sobą rozmawiają... mimo iż Nela mówi w innym języku Julian doskonale umie się z nią porozumieć... czyż to nie jest fenomenalne?

Uwielbiam... swoje dzieci!!! Ich uśmiechy, płacze, żale, złości i wszelkie ich miłości... uwielbiam ich takich jakimi są... i będą :)

Te słodziaki to nasze dwa największe szczęścia...!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Jeszcze troszkę chorujemy... ale się nie poddajemy! :)
Trochę się inhalujemy... trochę syropków pijemy... trochę wygrzejemy aż wreszcie na nogi porządnie staniemy!!!


A że apetyty nam dopisują to choroby szybko przegonimy... :)
... mam nadzieję... :)

Dzień Babci i Dziadzia...

sobota, 22 stycznia 2011

Dawno nas tu nie było, troszkę chorujemy... wszyscy po kolei :) ale to nie znaczy że się nudzimy... ciągle coś ciekawego robimy.

Chcąc zrobić Dziadkom niespodzianki zasiedliśmy z Julem przy naszym stoliku i zabraliśmy się do pracy - najpierw wydrukowałam kontury kwiatka którego mały miał wykleić kolorowymi kuleczkami.
W trakcie pracy obudziła się Nela -widząc co robimy i ona chciała dołączyć - wydrukowaliśmy więc drugiego kwiatka i takim sposobem dzieci się zajeły - Julcio sam robił kuleczki i je przyklejał do kartki, Nela zaś rozpłaszczała kuleczki zrobione przeze mnie...


kleiliśmy, płaszczyliśmy aż w końcu wyszły nam kolorowe piękne kwiaty...

Później dorobiliśmy do nich ramki i dokleiliśmy kartki na których odbiliśmy rączki dzieciaków :)



i takim sposobem powstały piękne obrazki - laurki... które Julcio podarował Dziadkom...

Codzienność...

środa, 12 stycznia 2011

Czy będę monotematyczna jak napiszę Wam że Julian gorączkował, że miał kaszel i od kilku dni siedzimy w domu i się inhalujemy....

Czy będę monotematyczna jak napiszę że Nela się dzielnie broniła ale niestety nie wybroniła - i złapała od Jula chorobę... ona też teraz gorączkuje i marudzi...

Czy każde dzieciaki tak przechodzą "łapanie odporności"?

Bo ja już nie wiem, czy to ja coś źle robię... czy to moje dzieci tak wszystko łapią, czy to jest ta zwykła codzienność rodzica który pośle starszaka do przedszkola...???

...Mam tysiące takich pytań w głowie, co dzieciaki pozdrowieją to tłumaczę sobie że będą silniejsi i zdrowsi później... aż do kolejnej choroby - wtedy załamuję ręce - ...znowu chore??

Lekarz twierdził że dzieci muszą się wychorować... ale nie powiedział jak długo... każdy z nas jest przecież inny... jedne szybciej nabiorą odporności, inne będą dłużej chorowały - ale ponoć kiedyś to się skończy... kiedyś...

A jak na razie czeka nas mierzenie temperatury, czopki, syropki, leki, inhalacje... i właśnie tak ostatnio zlatuje nam dzień za dniem... a ja zastanawiam się ile jeszcze wytrzymam...? kiedy dzieci wreszcie przestaną chorować i nabiorą tej odporności byśmy mogli odpocząć od chorób i ciągłego życia z zegarkiem w ręku, bo przecież trzeba pilnować kiedy które co dostało i co powinno jeszcze wziąć...

Korzystając z okazji że Julo siedzi w domku robimy niespodzianki na Dzień Babci... ale o tym później, bo przecież to mają być niespodzianki :)


Myjnia...

czwartek, 6 stycznia 2011

Oby rozpocząć na dobre Noworoczne postanowienia dzisiaj chcieliśmy wcześniej uśpić dzieciaki - już o 19 zrobiliśmy kąpiele, później zjedliśmy kolację, na koniec miało być czytanie książeczki i oglądanie bajki, jednak Julowi Tato obiecał że po kolacji przeliczą Jula oszczędności z jego skarbonki... Julian nie darował więc i zaraz po kolacji pobiegł do pokoju i razem z Tatusiem otworzył uroczyście swoją biedronkę po czym wysypali pieniążki do liczenia...

Jak każdy wie, pieniążki bywają brudne - Michał postanowił zrobić eksperyment i pokazać synowi jak pieniążki mogą być czyściutkie...
Na talerzyk wycisnęliśmy sok z połowy cytryny po czym chłopaki robili kąpiele monetom... po kolei wkładali pieniążki, które chwilę leżakowały sobie w soku po czym Julo je wyciągał, oglądał i wycierał jeśli były dostatecznie czyste :)



Podeszłam i pytam synia- co robicie?
A Julian mi na to "Myjnię mamo!" :)
Popatrz tylko jakie czyste wychodzą z niej pieniążki...



Julian miał niezłą zabawę - wyszorował wszystkie swoje oszczędności po czym starannie włożył je spowrotem do swojej skarbonki...



Zabawa była naprawdę przednia, ale nasze plany na wcześniejsze usypianie już nie wyszły tak idealnie jak założyliśmy... :) ale czyż nie warto czasami wieczorami "nasz czas" poświęcić na tak beztroską zabawę z dziećmi? :)

Zostaje nam i tak wieczór tylko dla nas...
uciekam więc do męża :)