Powroty....

czwartek, 30 kwietnia 2009

Przyszła pora wymarzonego wtorku, Mama już od 5 rano nie mogła spać... wstała więc z samego rana, jeszcze przed termometrami i brzuszkami żeby wziąść prysznic... później na obchodzie w szpitalu ten pan prof co czasami do mnie zagląda zalecił że po konsultacji endokrynologicznej możemy z Mamą zmienić łóżko szpitalne na domowe... ufff całe szczęście! Wreszcie Mama przestanie się martwić o Jula... wiem że strasznie za nim tęskniła...

Po 15:00 Tato przyjechał po nas do szpitala, Mama właśnie odebrała wypis, pożegnała się z współlokatorkami i pognali do Julcia... i wiecie co - jak Mama go zobaczyła to kucnęła i nie mogła wydobyć z siebie głosu ze wzruszenia... tylko się popłakała...
Ja natychmiast ją skopałam, zresztą słyszałam że Babcia też ją upomniała żeby nie straszyła Jula bo on nie wie o co chodzi... Brejdak strasznie się ucieszył - ponoć chodził cały dzień "na budyniu" czyli uśmiechał się od ucha do ucha... i nie spuszczał nas z oka...

Mama położyła się tak jak mi obiecała. W pewnym momencie leżakowania na chwilkę wstała do ubikacji a Julo wszedł do pokoju gdzie wczesniej leżała i zobaczył że jej nie ma to się rozpłakał i przez łzy krzyczał "mama, mama".... Mamie też łezka się zakręciła w oku, pobiegła do niego i mu wytłumaczyła że jest w drugim pokoju i że teraz już będzie z nim przez jakiś czas... dopóki ja nie będę wychodziła... Biedny ten Julcio...tak bardzo się boi żeby Mama mu znowu nie zniknęła.

Wiecie co, wiem że Rodzice i Julo za sobą strasznie tęsknili - przemyślałam sprawę i stwierdziłam że poczekam jeszcze troszkę z tym wychodzeniem... niech się Julo nacieszy Mamą... Myślicie że to dobry pomysł?

Opowiem Wam jeszcze o tych "współlokatorkach szpitalnych"... mama leżała w 4 osobowej sali - jedno łóżko pod oknem zajmowałyśmy My, po drugiej stronie ściany przy oknie leżała taka "szpitalna ciotka" Agnieszka, pod telewizorem zaś leżala druga "szpitalna ciotka" Marysia - obie miały szczeście nosić Brzuchomówców, tylko troszkę młodszych niż ja... wiecie, fajne są z nich Babki - myślę że dobrze się dogadywały z Mamą bo wiem że przynajmniej jej szybciej dzięki nim mijał czas...

Mama gadała sobie z tymi ciotkami całym dniami, powspominała stare dobre czasy -aż jej się łezka wzruszenia zakręciła w oku jak opowiadała o studiach, o pracy, o Julciu jak był malutki i rodził się w sali obok... myślę że dobrze jej to zrobiło i cieszę się strasznie że trafiła na takie młode fajne Kobitki...Dzieki nim trosze odpoczeła, nie myslała ciągle o Julciu i nie martwiła się tyle o mnie... Mam nadzieję że kiedyś się jeszcze z nimi spotka na ploty bo widze że dobrze na nią działają takie Babskie rozmowy :)

Szpitalny czas mijał nam dość szybko i przyjemnie, mimo to powiem Wam że wszedzie nam dobrze ale w domu najlepiej - teraz cieszymy się że możemy być wszyscy razem- całą rodzinką w komplecie przytulać się do siebie wieczorem zasypiając w domowym babcinym łóżeczku...

Nasz domek poczeka jeszcze na nas... 4 piętro to ponoć wysoko i Mama nie może pokonywać tyle schodów - pomieszkamy więc narazie u Babci Ewci i Dziadka Marcina... ale najważniejsze że razem - Mama, Tato, Julo i Ja... :)

Szpitalne wieści...

niedziela, 26 kwietnia 2009

Witajcie, Tato zrobił nam internet w szpitalu więc możemy się z Wami skontaktować... Tęskniłyśmy z Mamą... szczególnie za Julciem, za Tatą i jego przytuleniem, za domkiem... ale powiem Wam że i za Wami też... :)

Brejdak jest ponoć bardzo dzielny - cały dzień pięknie bawi się u Babci Ewci ale jak tylko zobaczy Tatę to wskakuje od niego na ręce i chce jechać do domu... a w domu podobno chodzi po pokojach i szuka Mamy... i zdziwiony mówi do Taty "Mamy nie ma.." Jak mama to usłyszała przez telefon to aż się popłakała...

Ale cóż - takie jest życie... musimy to jakoś przetrwać...musimy być silni i dzielni!!!!!

W szpitalu dają mamie kroplówki z nospy, dostaje luteinę i zastrzyk z kaprogestu - na podtrzymanie ciąży... Pan doktor postanowił "uspokoić nam macice" :) i chyba mu się to udaje - bo mamy codziennie robione badanie ktg - na początku w czawartek i piątek było widać na nim skurcze a od soboty Mama ma spokój - skurczybyków zarejestrowanych brak!!!!
W poniedziałek mają znowu mnie podglądać na usg - zobaczymy co się dzieje z szyjką - jeśli mamie się nie skraca to może nas wypuszczą... z nakazem leżenia do porodu.... Ale nuda!

Mówię Wam, jak się tak leży cały dzień to można zwariować z nudy... na niczym nie można się skupić, nic nie można robić... boli cały "tyłek" do leżenia raz na jednym raz na drugim boku.... bleee okropność - ale jak trzeba to trzeba!

Obiecałyśmy sobie z Mamą że będziemy uważać na siebie nawzajem i jeszcze przeczekamy troszkę - żebym ja miała czas podrosnąć - na ostatnim usg byłam jeszcze malusia - ważyłam zaledwie 1550gram... Ale wiecie - z dnia na dzień jem więcej więc rosnę jak na drożdżach - każdego dnia mam większe szanse więc cieszę się każdym dniem spędzonym w brzuszku Mamy... obyśmy tak pomieszkały jeszcze troszkę... mi tu ciasnawo ale dobrze - ciepło, miło, pożywnie... czego więcej chcieć... :)