Powroty są miłe...

wtorek, 10 marca 2009

Witajcie, wreszcie jesteśmy wszyscy w domku... nie odzywałam się dawno bo nie miałam połączenia ze światem :)
Chciałabym napisać kilka słów na pamiątkę.... żebyśmy z Mamą mogły za kilka lat wrócić myślami do tych "postnych dni" - mówię postnych bo jesteśmy na diecie - tak, przez ten cukier co nas ostatnio na badaniu tak zamulił...
Ale zacznijmy od początku - 5 marca mieliśmy w domu nerwową atmosferę - ja się do niej nie dokładałam... Mama była podminowana szpitalem, tym że wszystko na raz waliło się nam na głowę (musimy mieć wielkie głowy jak tyle się na nich mieści)... w czwartek Julo już zaczynał marudzić, wieczorem okazało się że miał gorączkę i zaczynał chorować, w niedzielę Tato musiał lecieć do UK bo w pracy miał jakieś ważne spotkanie z inwestorami, Babcia miała pomóc przy Julku ale chciała też pomóc ciotkom (Kasi i Oli) bo one pilnowały ciotki An i dzieci - akurat się złożyło że ciotka Ana z wujem polecieli do uk na kilka dni na koncert... wiec jak widzicie - niezły galimatias się zrobił - Julo na antybiotyku, mama w szpitalu, po wyjściu nie mogła podnosić Julka więc i tak samej by jej było ciężko, Tato wystraszony bo zostawia syna chorego i mamę znerwicowana.... oj niewesoło nam było... więc ja siedziałam cichutko żeby nie dokładać ognia do rozgrzanej i tak do czerwoności atmosfery....

Całe szczęście wszystko się dało pogodzić, najpierw Tato był z Julem potem zawiózł go do Babci i tu - Julo po raz pierwszy w życiu spał sam bez rodziców!!!!! I wyobraźcie sobie że nawet nie zapłakał - taki był dzielny... Ponoć nie mógł usnąć i Babci na początku na siłę próbował "otworzyć oko" palcem... dziadkowi aż kołdra chodziła i ponoć mało co nie wybuchnął śmiechem...

My z Mamą wtedy spałyśmy w szpitalu... czas wakacji szpitalnych szybko nam zleciał bo mieliśmy fajną ekipę - same młode mamuśki leżały z nami na sali:
Anetka - to szpitalna ciotka która chodziła razem z Mamą się kłuć co chwilkę... tez się musiała głodzić tak jak my... Do dnia dzisiejszego mamy z nią kontakt - dzwonimy z mamą zapytać jak one się czują... (bo ta ciocia też nosiła brzuchomówcę dziewczynkę - gadałam z nią czasami - jest troszkę młodsza ode mnie ale fajna z niej kobitka)
Ania - ciotka co leżała obok nas - biedna była bo cały czas jak tylko poczuła jakiekolwiek zapachy to szybko biegała do ubikacji... była taką chudzinką od tych biegów... mówię Wam! I wiecie co - ta ciotka często bywa u swojej rodzinki która mieszka na Dziesiątej - tuż obok naszej Babci Ewci!!!!
Była też jeszcze jedna ciotka Ania - ja ja zwałam kosmetyczką bo ona pracowała przy doradzaniu kobietom co robić by być pięknymi... Śmieszna ta Ciotka była, cały czas rozweselała całe towarzycho...
Była też ciocia Monika - wyobraźcie sobie że ona spodziewała się trojaczków!!!! Tak - nosiła 3 brzuchomówców - ale z nimi nie rozmawiałam bo oni byli jeszcze za mali....
Ostatnią ciotką była.... jak ona miała na imię - kurcze zawsze je mieszałam i nazywałamAsią...
Ta ciocia była cichutka - leżała sobie i tylko słuchała naszych głupot :)

Szpitalny dzień wyglądał całkiem normalnie - wstawałyśmy rano, mierzenie temperaturki i walka o prysznic - kto pierwszy ten lepszy bo nie stoi potem w kolejce :) my z mamą byłyśmy w tym dobre! jedzenie było koszmarne - wcale nie doprawione, my jeszcze na diecie cukrzycowej więc wogóle - bleeeee nic dobrego nam nie można było zjeść...
Pierwszego dnia - jak Mama się tak stresowała to nieźle nam podskoczył cukier - po śniadaniu miałyśmy 140 - ups aż się Mama wystraszyła... ale potem już było lepiej - i całe szczęście!!!! Na koniec wezwali pana dr endokrynologa -diabetyka żeby ocenił nasze wyniki.... całe szczęście ocalił nas jeszcze przed insuliną - mamy trzymać dietę, kłuć się na czczo i po 3 głównych posiłkach i patrzeć co się dzieje... jak by cukier skakał to mamy się zgłosić do poradni w celu szkolenia insulinowego - tfu tfu tfu mam nadzieję że do tego nie dojdzie!!!!!!

Mama kupiła sobie glukometr i popuszcza sobie krwi - jak narazie nie jest źle... choć wczoraj sobie pofolgowała ciut z dietą (chciała sprawdzić co się będzie działo, może cukier nie wzrośnie) no i dziś widać że mamy ciut wysokie wyniki... więc musimy uważać - bo insulina już na nas waruje.... wrrrr ale my się nie damy!!!!!!!
Mamo - nakazuję ci - zacznijmy uważać co jemy - dieta lepsza niż wstrzykiwania co chwila!!!!!! nie pozwalajmy sobie za dużo... czasami tylko będziemy sobie dogadzać ok? :)