Wesołych Świąt!!!!

piątek, 24 grudnia 2010

Kierowca rajdowca...

wtorek, 21 grudnia 2010

20 grudnia po południu sprawdziłam sobie status wydawania ważnego dla mnie dokumentu... patrzę i nie wierzę - prawko jest do odbioru!!! Miałam ochotę założyć kurtkę i od ręki jechać po nie... jednak było już za późno, własnie zamykali urząd... :)


21 grudnia dnia byliśmy umówieni z ciotką Madzią do bugi na kulki i samochody... po pogaduszkach ciocia była tak miła i podrzuciła mnie do urzędu... i wiecie co... mam - odebrałam! ta dam... Teraz już mogę uwierzyć... zdałam i mogę zasiadać za kółko naszego samochodu... :)
Jupi... dopiero teraz mogę się tak naprawdę cieszyć że zdałam...

Przyjechaliśmy do domu a mój mały kierowca ciągle wyciągał mój dokument, oglądał go i nie chciał oddać bo on jest mu potrzebny - bałam się żeby mi go nie zgubił - postanowiłam wydrukować mu jego własne prawo jazdy... z jego zdjęciem, takie samo jak mamy! zabraliśmy się więc za drukowanie i laminowanie... i takim sposobem dnia 21 grudnia mój synio otrzymał jego pierwsze prawko... mając 3 i pół roku... i nie dosięgając nogami do pedału hamulca w dużym samochodzie... :)

Mam prawo jazdy w portfelu, teraz czekał mnie więc kolejny egzamin... następnego dnia mieliśmy jechać do mamy... całą noc opracowywałam sobie w myślach trasę, jak pojadę (mimo iż znam ją na pamięć)... Bo przecież ja pojadę... już mogłam więc nie było na co czekać! :)

Trochę się stresowałam, byłam odpowiedzialna za całą rodzinę... ale ciekawość i chęć jazdy była silniejsza... Rano zajęłam więc fotel kierowcy, ustawiłam lusterka, wygodnie usiadłam i... pojechałam. Tylko Michał mi trasę zmienił - wyjeżdżając usłyszałam "zapomniałem ci powiedzieć, musimy jeszcze podjechać do drukarni..." czyli czekała mnie przeprawa przez całe miasto!

I wiecie co - dałam radę :)

Dojechałam do celu, Michał nawet nic nie krzyczał... był trochę wystraszony i nogi pewnie go bolały - od wciskania "swojego wyimaginowanego pedału hamulca" :) ale nie przyznał się do tego... był dzielny i opanowany...

Od tamtej pory, jak tylko pogoda nam sprzyja to ja jestem kierowcą rodzinnym... Julciowi się to nawet spodobało - jak Michał zasiadł za kierownicę to Julo od razu krzyczał "tato teraz mama jeździ!" :)
... czasami Julcio w trakcie jazdy woła- "mamo ładnie jedziesz, ładnie..." Kochany synek, wie jak mamę dowartościować i dodać jej otuchy... :)

Świątecznie nam... :)

W domu zagościła już magia świąt... każdy kąt pachnie świeżą zieloną choineczką, światełka mrugają do nas tak przyjaźnie, pierniczki które się ostały zdobią talerzyk swoją świątecznością... :)
Gdzie się nie obrócę widzę i czuję świąteczną atmosferę...

Wiecie, uwielbiam ten czas... jak dla mnie to jest czas magiczny - właśnie wtedy Anioły czynią cuda! Właśnie wtedy czujemy podwójnie że tak bardzo się kochamy, wtedy też sobie wybaczamy wszystko to co było kiedyś niedopowiedziane lub powiedziane za dużo... Święta to magiczny czas który powinniśmy przeznaczyć dla naszych Rodzin, Dzieci, Mężów...

Uwielbiam te świąteczne przygotowania... ubieranie choinki, rozwieszanie światełek... wyciąganie z wielką mistycznością z pudła na zabawki przyniesionego z piwnicy każdej drobnej ozdoby... przecieranie jej, ustawianie w odpowiednim miejscu... każdego roku powtarzamy te czynności a mimo wszystko są one tak magiczne i niepowtarzalne...

Julian w tym roku nie mógł doczekać się ubierania choinki - sam więc zaczął wybierać ozdoby i wieszać je na jednej wysokości... mówię Wam, jak słodko to wyglądało... Mały robił to z takim przejęciem i zaangażowaniem... później wytłumaczyłam mu że cała choinka ma być pięknie ozdobiona a jak będziemy tak wieszać ozdoby w jednym miejscu to zabraknie nam zabawek - od razu zrozumiał i zaczął ubierać choinkę lepiej niż ja bym to zrobiła... pomagał mi do samego końca :)

Uwielbiam czuć zapach świątecznego jedzenia... zapach wędzonej szynki czy polędwiczki... uwielbiam ciepłą swojską kiełbaskę.... dlatego, by dziś nie przegapić okazji poczucia świątecznych zapachów pojedziemy do mamy by Michał mógł pomóc Tacie wędzić te wspaniałe mięska które mama już kilka dni temu "zmarnowała" :) (czytaj zamarynowała)... ach jak tylko pomyślę o tym zapachu wędzonych wędlin to od razu chciałabym zasiąść do stołu i rozpocząć świętowanie...

Te święta są magiczne w każdym calu... uwielbiam jak co roku robimy wspólnie rodzinne pierniczki, jak nasze domy oblatuje zapach przypraw, jak pierniczki znikają z talerzy... uwielbiam tą żubrówkę na ciepło która jest już naszą tradycją -co roku bowiem przygotowujemy ją z pomarańczą i goździkami.... uwielbiam rytuał wycinania ciasteczek i dekorowania ich...

Grzechem by było nie wspomnieć o tym że uwielbiam lepienie uszek... podjadanie tego farszu tak by nikt nie widział - przynajmniej jednej tej małej kropeczki pachnącego grzybka... uwielbiam te rozmowy i wspomnienia które same się cisną na usta przy "produkcji" tych maleńkich uszek które są zarezerwowane w naszej rodzinie tylko na te święta... :)

Uwielbiam karpia mojej mamy, rybę w galarecie przygotowaną przez prababcię Helcię... uwielbiam każdy kęs tych magicznych świąt...

Uwielbiam ten czas oczekiwania... na wspólne zasiadanie do stołu, na pierwszą gwiazdkę, na prezenty... na serio - człowiekowi się robi tak ciepło na sercu jak widzi swoje dzieci takie szczęśliwe... że mają babcię i dziadzia przy sobie, że mają brata i siostrę z którymi mogą biegać i krzyczeć, że mają ciocie i wujków z którymi można się powygłupiać... A w święta doceniamy to jeszcze mocniej...

Usiądźmy więc spokojnie i delektujmy się tą świątecznością i magiczną atmosferą... spróbujmy tak wychować nasze dzieci by i dla nich święta Bożego Narodzenia były tak magicznym czasem...
Ja będę próbowała z całego serca...