Pępowina została odcięta...

czwartek, 17 lutego 2011

Nadszedł ten wielki dzień... 6 lutego rozpoczęłam akcję "Na ocet" jednak nie przyniosła ona większego rezultatu poza wyciąganiem przez Nelę cysia na taką odległość by zniwelować zapach owego octu... :)

Wieczorem postanowiliśmy wypróbować kolejny sposób "Cyś jest chory" (dziękujemy Cioci Teresce za niego)Po południu zakleiłam sobie sutki plastrami, gdy Nela chciała pocysiać wytłumaczyłam jej że cysie są chore i mama musiała je zakleić... i że nie da się już ich jeść. Nela troszkę pomarudziła, pooglądała cysie z zaciekawieniem ale odpuściła.

Gorzej było pierwszej nocy... był płacz, krzyk, noszenie... nic nie pomagało... Nela płakała a ja razem z nią...
Mało brakowało a bym się poddała, w chwilach zwątpienia przez łzy tłumaczyłam sobie że to dla jej dobra, że kiedyś ta chwila musiała nadejść, że jak się teraz złamię to w przyszłości będzie jeszcze ciężej.... i w końcu że następnego dnia powinno być lepiej...

Jakoś przetrzymaliśmy ją tej nocy - prawie nie spaliśmy, ale to nie było ważne... Sukcesem było że mała całą noc nie dostała cysia...

Kolejnego dnia Nela znowu próbowała - przychodziła, odsłaniała bluzkę i oglądała pozaklejane piersi... próbowała nawet złapać cysia ale przez plaster nie dało rady... Moja mała córcia chodziła i mówiła "cyc cyc"... a gdy ją wzięłam na ręce mówiła "cyc nie ma... cyc nie ma" a mi łzy same cisnęły się do oczu...

Dodatkowym ciężarem były zastoje - piersi miałam jak balony, mleko lało się strumieniami przy najmniejszym dotyku... wyciskałam mleko i płakałam... że mała tak za nim tęskni a ja je marnuję... i znowu sobie tłumaczyłam... że to dla naszego dobra, że moja maleńka Nelinka już nie jest taka maleńka... i że nadszedł ten moment gdy trzeba było to zrobić...

Drugą noc Nela przespała w wózku... gdy tylko się budziła to ją zaczynaliśmy kołysać żeby szybko usnęła... kolejna noc - tak samo... jedyną różnicą było to że moja Nelinka przestała się tak budzić na jedzenie. Trzeciej nocy mała usnęła w wózku po czym została przeniesiona do łózka... i tam już została...

Dziś normalnie usypia w łóżeczku przy śpiewanej przeze mnie kołysance "aaa koty dwa" :) a w nocy, nawet jak się obudzi to zaraz usypia przy cichutkim mruczeniu...

Wiecie, kilka osób się śmiało że ja bardziej przeżywałam to odstawienie niż Nela... i przyznam Wam się że coś w tym było... mi nadal jest jakoś tak smutno - że już nigdy nie usłyszę tego "hykania" na widok cysia, że nie zobaczę w tych maluśkich oczkach tego szczęścia i spokoju jaki przynosił widok piersi...że moja malutka córeczka nagle urosła... i stała się taka duża i samodzielna...

A z drugiej strony - wiecie jaka jestem z niej dumna...
Tak szybko zrozumiała i przełamała swoje silne przyzwyczajenie... minęły już dwa tygodnie jak mała nie cysia... jeszcze czasami sobie przypomni i przychodzi do mnie i woła cyc, po czy ogląda je z zaciekawieniem... ale już rozumie i nie płacze, nawet nie nalega... czasami po prostu chce się przytulić... :)

A ja nadal walczę ze sobą... bo z mojej perspektywy karmienie to nałóg... tęsknię za tym ogromnie... :)