Neli ulubione słowka...

czwartek, 22 marca 2012

Jak wiecie od dawna - Nela jest fanką swojej hulajnogi... zresztą oboje z Julkiem są fanami - teraz gdy nie jest jeszcze za ciepło śmigają nimi po domu! :)

Codziennie rano, przed wyjściem Julka do przedszkola dzieciaki robią wyścigi, codziennie ćwiczą skręty i hamulce... a Nelcia jak tylko straci swoją hulajnogę z oczu biegnie i krzyczy "Mamo mamo gdzie jest moja "Titinoga" bo tak właśnie nazwała swoją miłość.

Kolejnym ulubieńcem od dawna jest paczka tik-taków... Nela je uwielbia i dla nich zrobi prawie wszystko... oczywiście - na nie też ma swoją nazwę "Titati" są nierozłącznym słowem każdego naszego dnia :)

Nela mając dwa i pół roku już pięknie mówi całymi zdaniami, wymawia wszystkie wyrazy nad wyraz wyraźnie... tylko te dwa wyjątki towarzyszą nam do dnia dzisiejszego - a ja je tak uwielbiam że musiałam się z wami nimi podzielić... tak ku pamięci :)

Jeszcze jedno słówko mi się przypomniało... "Pimolówka" to ostatnio Neli ulubiona zupka pomidorowa :)

Czyżby wreszcie śpioszek się trafił? :P

poniedziałek, 19 marca 2012

Przez ostatnich kilka dni byłam troszkę poddenerwowana - przecież czułam wcześniej kopniaki... a teraz znów cisza... a na dokładkę mój lekarz wyleciał na dwa tygodnie na konferencję... i co tu robić?


Do tego cukry zaczęły mi spadać na łeb na szyję... a jak tylko zjadłam coś co szybko podniesie je do normalnego poziomu to był grubo ponad normę :( i jak tu trzymać dietę...

Zapisałam się wiec do mojej pani endokrynolog - niech przynajmniej z cukrami nam jakoś pomoże... Poszłam na umówioną wizytę - pani mnie zobaczyła i od razu pyta co i jak...

Zaczęłyśmy więc rozmawiać, ja wygadałam się że martwię się że cukry spadają...no i tymi ruchami...na co ona ze śmiechem - nie ma pani się czym martwić, to jest jeszcze za wcześnie... ale żeby mnie uspokoić poprosiła pielęgniarkę żeby sprawdziła tętno maleństwa. Gdy podczas badania weszła do gabinetu zdziwiła się i mówi: "o rany pani jest na prawdę chuda... faktycznie mogła pani już te ruchy wcześniej czuć..." :) na co ja tylko się uśmiechnęłam... no bo przecież je czułam... może dziecinka jest teraz inaczej ułożona... dlatego jej nie czuję... może kopie gdzieś w dół... sama nie wiem :)

Gdy pani pielęgniarka cisnęła głowicę do mojego brzucha nagle poczułam bum... i ona to poczuła - zaczęła aż się śmiać... i co - już uspokoiła się pani? poczuła je? :)
A bicie serduszka ucieszyło mnie tak bardzo że z gabinetu wyszłam w podskokach... i z rogalem na buzi który utrzymywał się do końca dnia :)

Tego dnia, wieczorem usypiając dzieci Mały Cud znów dał znać... gilgotał mnie od środka tak jak by "brały ryby" to było takie leciutkie dziubanie - ale tym razem ja jestem znów zupełnie pewna że to właśnie Ono dało znać że jest i ma się dobrze... :) że mam się aż tak nie przejmować...

Kochani, i powiem Wam że to uczucie jak dla mnie to najwspanialsze chwile życia... zawsze jak czuję ten "ruch motyli" to aż łezka mi się w oku kręci... taka bezbronna dziecinka mieszka w nas, kocha nas bezinteresownie nawet nas nie widząc... a my kochamy ją - kimkolwiek jest...!!!

Mam nadzieję że Maleństwo nabierze siły i z dnia na dzień będzie kopało mocniej... a ja już nie będę miała powodów do obaw że naszego Cudu nie czuję...