Śniegu nasypało, zrobiło się jasno i biało że aż Julowi spać nie dało...

środa, 14 października 2009

Witajcie,
Po pierwsze pokażę Wam mojego zdrowiejącego synia w akcji z Michała narzędziami :) tak się dziecko zabawia jak musi siedzieć w domu...




Padam... dosłownie padam ale chciałam Wam tylko przekazać jeszcze dziś dobrą nowinę - Julian zdrowieje, wreszcie temp mu spadła, zaczyna rozrabiać, biegać, skakać... wreszcie odzyskuję swojego synka... uffff chyba mogę odetchnąć z ulgą :)

Cieszę się tak przeogromnie bo wczorajsza noc była koszmarem - Julian nie dość że miał znowu ponad 38 temp to jeszcze za nic w świecie nie chciał iść spać - był na tyle twardy że wymęczył mnie do godz 5 rano dzisiejszego dnia... Nie dał się ani położyć, ani nawet wejść do sypialni - dosłownie spazmów dostawał...
Po dłuższym przemyśleniu doszłam do wniosku że on po prostu się bał - usłyszał jak Michał rozmawiał przez telefon z dziadkiem i mówił mu o tym że Julcio nadal jest chory i ma temp i że wezwaliśmy lekarza, pan dr jutro ma przyjechać... Julcio to usłyszał i przeraził się że koszmar szpitala powróci - dlatego czekał aż się zrobi widno na dworze... Całą noc siedział na mamie, nie dał się dotknąć Michałowi, nie dało się go nawet ze mnie zdjąć jak karmiłam Nelę - karmiliśmy się we troje :P

Na szczęście mam mądrego synka i jak wieczorem znowu zaczęły się wymyślania że nie chce spać - od razu zareagowaliśmy... wzięłam go na kolano i wytłumaczyłam że już jest zdrowy, że był pan dr i powiedział że uszka i nosek są zdrowe a zdrowe dzieci śpią pięknie w nocy przytulając się do swoich mam i tatusiów... i że pan dr pojechał już do innych dzieci i narazie nie będzie do nas przyjeżdżał... Julcio dopytał się tylko czy na pewno dobrze zrozumiał po czym przyłożył się do podusi i poszedł pięknie spać... uffff jak dobrze...
Ja korzystam i też uciekam przytulić się do niego i do podusi....

Dobranoc...

A i jeszcze jedno - Nelcia dziś zajadała pierwszy raz marchwewczkę - ależ jej zasmakowała :)

Szlachetne zdrowie...

poniedziałek, 12 października 2009

Jestem Matką - sama zdecydowałam się na tą rolę, tak bardzo tego pragnęłam... teraz zastanawiam się - czy byłam na to przygotowana? Czy wcześniej zdawałam sobie sprawę jak to będzie - wychować dójkę dzieciaków tak aby dożyli późnej starości... jak to zrobić aby wyrośli na porządnych ludzi... jak powinnam o nich dbać... na ile im zaufać.... co powinnam robić a czego unikać...

Jest tyle pytań, na niektóre znalazłam już odpowiedzi, inne pozostają pod wielkim znakiem zapytania. Ostatnie wydarzenia otworzyły mi przynajmniej trochę oczy - pokazały ile znaczy zdrowie i jak powinniśmy o nie dbać... bo co nam z pieniędzy, z wielkich domów i ogrodów, z wspaniałych wycieczek - skoro nas tu zabraknie i nie będziemy mogli nikomu o nich opowiedzieć...

Przyznam się Wam, że nigdy wcześniej nie myślałam jak to będzie czuwać całą noc przy śpiącym dziecku sprawdzając czy oddycha, jak oddycha, czy śpi czy się kręci... nigdy wcześniej nie bałam się tak bardzo o mojego synka jak ostatniej nocy... Piszę ostatniej nocy - ponieważ dopiero teraz tak naprawdę uzmysłowiłam sobie jakie zagrożenie niosły te duszności dla Julcia... dopiero wczoraj dotarło do mnie jakie mieliśmy szczęście że Michał zabrał małego do szpitala, że zareagowaliśmy w odpowiednim czasie... lekarz powiedział: "następnym razem jak by taka sytuacja się powtórzyła nie czekajcie, natychmiast włóżcie dziecku buzię do zamrażalnika żeby orzeźwiło je zimne powietrze i dzwońcie po pogotowie albo jeśli macie samochód przywoźcie małego jak najszybciej..." Michał powtórzył mi te słowa i od tamtej pory one ciągle mi gdzieś dzwonią, ciągle nie dają o sobie zapomnieć... jak to dobrze że zareagowaliśmy tak szybko...

Dziś sytuacja się troszkę unormowała - w drugim pokoju śpi mały Juleczek, jeszcze ciężko oddycha ale nie ma już zagrożenia takimi dusznościami... ja jestem spokojniejsza bo wiem że lekarze dobrali dla niego odpowiednie antybiotyki i że mój mały synek jest bezpieczniejszy, bo lekarze podpowiedzieli nam co w takim przypadku powinniśmy robić...

Z godziny na godzinę obserwując małego widzę poprawę - dziś już Julo był bardziej żywy, miał mniejszą temperaturę, apetyt też już mu wraca - Julcio powoli to powoli ale odzyskuje swoje siły... Mimo iż ciągle jeszcze opowiada o tym koszmarze co przeżył, pokazuje jak pani go trzymała żeby próbować wbić mu wenflon, jak pan doktor go badał, jak pani pielęgniarka robiła mu zastrzyki to widzę że zaczyna cieszyć się domem, zaczyna się wyciszać i uspokajać... powoli dochodzi do niego że jest tu z nami, ze swoją Nelą, Mamą i Tatusiem, że nie mamy zamiaru nigdzie go odwozić... powoli zaczynamy żyć naszym codziennym życiem. Mam nadzieję że szybko zapomnimy o tym koszmarze a Julcio z godz na godz będzie wracał do zdrowia...

Ostatnie wydarzenia jeszcze bardziej podkreśliły w mojej głowie to, co jest ważne w naszym życiu, to o czym wcześniej wiedziałam i starałam się o tym pamiętać każdego dnia - nie jest ważne kim nasze dziecko zostanie w przyszłość, jakie będzie zajmowało stanowisko, ważne jest abyśmy dożyli tej przyszłości razem - razem się wspierali, razem o siebie dbali, razem przeżywali każdy dzień - a później razem to wspominali...

Powrót do odmku....

niedziela, 11 października 2009

Zaglądam tu tylko na chwilkę żeby Wam powiedzieć że Julcio od południa jest z nami w domku...
Pojechałam do niego do szpitala zabrać go i jak zobaczyłam mojego synia to mi się gardło zacisnęło... moje maleństwo - całe rączki ma w siniakach po próbach wbicia welflonu, kaszle jak nie wiem co, jeszcze słychać jak mu świszczy... ale skacze po łóżku, wygłupia się na całego, krzyczy na pół szpitala ze szczęścia :)
W pierwszej chwili Julcio był w takim szoku że nie chciał się do mnie przytulić, więc ja się grzecznie wycofałam i zaczęłam go pakować a Michał chciał go ubrać - Julcio jednak się przełamał i zawołał "nie mama!" no i takim sposobem pozwolił mi go ubrać, wziąść na rękę i przytulić się długoooo i mocnooo... łzy napłynęły mi do oczu ale się powstrzymałam... dla Jula - żeby nie robić mu mętliku w głowie bo przecież mama powinna się cieszyć a nie płakać nie?

Po powrocie do domu Julo strasznie ściskał Nelę, chciał się do niej przytulać całować ją... a nie mogliśmy na to zbytnio pozwolić - bo Julcio ponoć jeszcze może zarażać... Mały strasznie stęsknił się za siostrzyczką... a ona za nim - jak go Nelka zobaczyła to tak pięknie się do niego uśmiechnęła od ucha do ucha... wspaniały widok - mówię wam...

Julo dostał siatkę leków na kolejny tydz... w tej chwili znowu zaczynam się denerwować- małemu wzrosła temp na wieczór - znów ma 40 stopni gorączki, padł mi w jednej chwili i śpi... na szczęście spokojnie oddycha...
Dzwoniłam do lekarza -kazał dać paracetamol i czekać...

Proszę, pomódlcie się za spokojną noc dla nas.... oby Julciowi antybiotyk pomógł i szybko mój mały smyk wrócił do zdrowia...
i jeszcze oby Nela się nie zaraziła...