Szpital...

piątek, 9 października 2009

Jeszcze wczoraj modliłam się o ciszę a w tej chwili ona mnie zabija, słyszę każdy szept, każdy ruch na piętrze niżej... w domu każdy kąt, każda rzecz przypomina mi Julka i to że teraz nie mogę być z nim a on cierpi i mnie potrzebuje.... łzy bezsilności same cisnął się do oczu...

Nie wytrzymam sama, nie teraz... Kasia z Mamą przyjechały i mnie zmobilizowały, spakowałam rzeczy i jestem u Rodziców... tu przynajmniej nie jest tak cicho, tutaj jest ktoś z kim mogę porozmawiać, kto pocieszy i uspokoi... kto wytłumaczy i pomoże zrozumieć...

Julcio nadal jest w szpitalu razem z tatusiem, ja narazie się trzymam, postanowiłam nie jechać do Jula do szpitala żeby nie przynieść tego świństwa do Nelki, ona jest taka malutka...ona też teraz mnie potrzebuje żeby mieć odporność z mojego pokarmu...

Julcio ponoć jest bardzo dzielny, podobno ciągle chce się bawić z dzieciakami, podobno pięknie wdycha inhalacje, podobno pięknie znosi ciągłe badania, kłucia, podobno mnie woła tylko jak jest mu źle - jak ma napad duszącego kaszlu albo jak przypomni mu się że chce wracać do domku...
Przez znaczną część dnia ma gości - ciągle ktoś u nich jest żeby pochodzić "na spacej" po korytarzu, żeby pójść z Julem do świetlicy pojeździć na torach samochodem albo bić brawo jak Julo pięknie ułoży układankę...

Jak małego złapie napad duszności to pielęgniarki natychmiast włączają inhalacje.... zobaczcie sami jak pięknie nasz mały syneczek wdycha leki...

Julo z Babcią w oparach :)




Moje maleństwo.... jak patrzę na te zdjęcia to jestem dumna z mojego synia a zarazem łzy same cisną się do oczu i mam żal do siebie i do losu że nie mogę być teraz z nim... że nie mogę go utulić do snu, że nie mogę go pocałować i wytłumaczyć że to dla jego dobra...
Wiem wiem, wiem doskonale że Michał sobie świetnie radzi, że on jest przy nim i go tuli, usypia, całuje... dziękuję mu za to... ale nie mogę przestać myśleć o złośliwości losu... dlaczego? co takiego zrobiłam że los jest aż taki okrutny dla nas... czym Julcio sobie zasłużył...

Jest mi smutno... ale wiem że muszę być silna - dla Jula, Neli i Michała... biorę się więc w garść i zmieniam tok myślenia: co zrobić by więcej taka sytuacja się nie powtórzyła.... może powinniśmy pojechać nad to morze - potrzebujemy tego jodu i zarazem odpoczynku... może pora pomyśleć o przyjemniejszej części tego wydarzenia....

2 komentarze:

Sikorki pisze...

Dużo zdrówka dla Juleczka!!!
Mamuśka musisz być silna...Pamiętaj jesteśmy z Tobą!!!
Pisz, dzwoń jak cos Ci trzeba...

McDucha pisze...

Sikorki dziękujemy...