Dziękuję Wam...

wtorek, 5 maja 2009

Kochani, nie wiem czy pamiętacie ale teraz mieszkamy z Mamą Julem i Tatą u Babci Ewci i Dziadka Marcina... pisałam Wam wcześniej że Mama musi leżakować, ja muszę rosnąć jak na drożdżach, a Julo musi być pod stałą opieką kogoś na nogach bo tak szybko biega i rozrabia... Mieszkamy na 4 piętrze w bloku bez windy - Mama nie może tyle biegać po schodach więc nie było innego wyjścia jak przenieść się do Babci na wakacje na jakiś czas....

I tutaj chciałabym podziękować Dziadkom i Ciociom za pomoc i wsparcie... Nie wiemy co byśmy zrobili gdyby Was nie było... Jesteście kochani że tyle czasu i energii poświęcacie naszej rodzinie!!!! Ja od siebie mocno was za to przytulam już dziś... z brzuszka Mamy!!!!

Tato w dzień pracuje w domu, wieczorem przyjeżdża popilnować i umyć Jula,
Jak nie ma Taty to Ciotki pomagają Rodzicom jak mogą - pracują cały dzień jako opiekunki do Jula a jak one nie mogą to Babcia pomaga pilnując naszego rozrabiaki... Tak więc widzicie - życie ostatnio mamy przekręcone do góry nogami :)

Chciałabym też pochwalić mojego Tatę... wiem że jest mu ciężko - ciągle ma coś do zrobinia, ciągle jak nie praca to pilnowanie Julka, sprzątanie mieszkania, przemeblowanie pokoju żeby przygotować dla mnie kącik... wyobrażam sobie jak musi być zmęczony ale wiem od Mamy że jest bardzo dzielny i powoli dzięki niemu wszystko posuwa się do przodu...
Tatusiu, kocham Cię za to wszystko, wiem że robisz to dla Mnie i dla Jula żeby jak najmniej to przeżywał, że wyręczasz Mamę na każdym kroku i pomagasz jej jakoś wytrwać w tej pozycji leżącej... Dziękuje Ci z głębi serduszka za to wszystko...

My z Mamą całymi dniami leżymy, zajadamy się, odpoczywamy, opalamy w półcieniu na leżaku przed Prababci domem... Gdyby nie to że Mama musi leżeć to byśmy miały raj na ziemi... a tak to czasami jest nam ciężko że Julo biega, ucieka a my nie możemy go dopilnować bo jesteśmy uziemione w pozycji leżącej... na ale cóż - takie życie, ponoć już nam mało zostało... Mama się cieszy że widać już powoli to zielone światełko do porodu :) więc już coraz mniej nam zostaje takiego przymusowego leżakowania...

Ja czuję się świetnie - nawet powiem Wam po cichu że już odechciało mi się wcześniejszego wychodzenia z brzuszka... przemyślałam to wszystko i wiem że to napieranie główką było głupie! Fakt faktem że w moim mieszkanku zrobiło się ciut ciasno ale za to jak przytulnie i cieplutko... żadne wiatry nie wieją, deszcze nie padają, słonko nie parzy zbyt mocno... Mama dba o mnie jak nikt - ciągle daje mi coś nowego pysznego do jedzonka - wciąż poznaję nowe smaki -jak mi coś bardzo posmakuję to kopię ją z całych sił! Wtedy ona wie że może to jeść codziennie...

Ostatnio posmakowały mi tak ogórki - takie gruntowe, posolone... mniam... Mama je podjada co chwila!!! Albo truskawki - och jak ja je lubię!!! Chyba mam to po Mamie - bo razem możemy zjeść wszystkie jakie Tato nam kupi :)

Nie wspomnę już o mrożonych wiśniach... mniammmm - jak na dworze jest tak gorąco to Mama z chęcią podjada takie zmrożone wisienki - zamiast lodów... i wiecie co Wam powiem - one wcale nie są gorsze od lodów, a przynajmniej nie tuczą, nie podnoszą cukru i można je jesć z czystym sumieniem (tak Mama sobie tłumaczy nasze objadanie, słyszałam jak tak mówiła do cioci)

A wiecie jakie pyszne są takie zielone jabłka...(ponoć Mama jadła takie same w ciąży z Julciem jak mieszkali w UK) Tato kupuje je dla nas tonami - bo zauważyłyśmy że i one nie podnoszą Mamie cukru :)

Tak więc widzicie - nie ma co narzekać na życie płodowe jak ma się tylu przyjaciół i kochanej Rodzinki wokół, jak ma się takie pyszności podtykane pod nos, jak wszyscy o nas tak dbają i nas tak bardzo kochają... :)

0 komentarze: